Bliźniaczka odnaleziona – baśniowo o wspólnej drodze do diagnozy

Ujrzały się nagle z naprzeciwka. Każda z nich czuła się samotna i niosąca jedynie zło. Pół człowiek, pół mara, przejmująco smutna, blada i emanująca szarą poświatą. Urodziły się po to by iść krok w krok za istotami, które coś wyższego od nich poleciło im prześladować. I do tego w ten sam sposób. Prawdopodobnie przeszłyby obok siebie niezauważenie, gdyby obie ludzkie postacie – kobiety, za którymi się snują nie wybiegły ku sobie z gestem powitania.

– Witaj, kim jesteś, dlaczego się zatrzymałaś i czemu wyglądasz tak podobnie do mnie? – zwróciła się do podobnego sobie tworu wierna i niszcząca ciało Izy tajemnicza mara.

– Mam na imię niezdiagnozowana choroba, a Ty? – odparła rozmówczyni. Powierzona mi postać traci siły, musiała się zatrzymać, odetchnąć. Tak będzie dopóki nie pozwolą mi od niej odejść. Słysząc te słowa na twarzy drugiej mary pojawił się wyraz zaskoczenia i dezorientacji.

– Ale jak to? Przecież to ja mam tak na imię i moja Pani również zatrzymała się szukając wytchnienia. Dużo osób jej nie wierzy, gdy mówi, że zrobienie zakupów, drobny spacer czy zbyt długie siedzenie z kończynami w dół wywołuje u niej niewspółmierne do normalnego zmęczenie. Ja wiem, że ona mówi prawdę – to jeden z ciosów oprócz napadów omdleń, które muszę jej wymierzać. – wyjaśniła strażniczka Justyny. A Ty co robisz swojej Pani? Posmutniała towarzyszka opuściła głowę. Zdała sobie sprawę, że jest zaprogramowana do niesienia cierpienia, choć wcale nie chce taką być.

– Wiesz, że dokładnie to samo co wymieniłaś, ale jeszcze dodatkowo mam regularnie wzywać okrutne siostry: tachykardie i arytmie. Mają atakować serce mojej postaci. Lubią dokonywać zniszczeń w asyście refluksu, przewlekłego zapalenia żołądka i bakterii HP.

– To niewiarygodne. Nie pojmiesz tego, ale te postacie brzmią, jak lustrzane odbicie świata, który mam regularnie serwować prześladowanej. Zaraz odnajdę tę instrukcję i jeśli powiesz mi, że nosisz w sobie tę samą komendę uznam, że jesteśmy bliźniaczkami. Po tych słowach choroba rozpoczęła monolog: „Najpierw nazwą Cię Hashimoto, potem gdy okaże się, że przeciwciała w normie przyjmij odwołaną diagnozę pokornie. ANA 9 i kwas mlekowy z rana bez wysiłku, choć będą wysokie – spojrzą na nie z przymkniętym okiem. Zemścij się na dziewczynie ilekroć sięgnie po laktozę, fruktozę, ryby, sztuczne dodatki i histaminę. Polecenie to pilne, zmień jej stawy na hipermobilne. Gdy już stan będzie fatalny przyjmij przykrywkę: zespół wazowagalny.”

Zamilkła podając kartkę swojej nowej przyjaciółce, dając dowód, jak mocna łączyła je więź. Tamta w milczeniu i z niedowierzaniem wpatrywała się w treść, jak gdyby miała wątpliwości, czy to sen, czy jawa. Wszystko było dokładnie takim, jakie usłyszała przy zleceniu uwięzienia poddanej jej kobiety.

– Wydaje mi się jednak, że jestem bardziej okrutna. Hashimoto i zespół wazowagalny to tylko jedno z moich obliczy. Bywam również epilepsją na zmianę z polineuropatią, być może po badaniach genetycznych i metabolicznych będę miała nazwę Miastenia. Wiesz, z jednej strony to intrygujące, być jak kameleon o wielu imionach, nieodkryty i zagadkowy, ale trochę już mam dość. Gdy jesteś wszystkim, jesteś też niczym, nie uważasz? – przygnębiona spojrzała przed siebie wzrokiem kryjącym nieskończoną pustkę. Widząc to strażniczka Izy przyklęknęła i dotknęła dłoni nowej znajomej w geście jedności i wsparcia.

– Ja też być może zostanę nazwana Miastenią i też robię wiele okrutnych rzeczy, choć trochę inne niż Twoje, równie bolesne. Iza była wybitną aktywistką sportową przez dwadzieścia lat, zanim dostałam nakaz niszczyć jej stawy. Ja już nie chcę wyrządzać nowych nieobliczalnych krzywd, ale jesteśmy tak zaprogramowane. Myślisz, że nie czułam tego samego, gdy coś wydało komunikat clostridium – zakażenie, które wdało się przez zabieg zdeformowanej przeze mnie kończyny?

Uściskały się płacząc ze wzruszenia. Nie wiedziały kim są, czy Miastenią, czy nie, ale nie potrafiły już znieść siania zniszczeń. Każdy wyrzutek, gdy spotka drugiego takiego samego nie może już widzieć w sobie samotnika. Już nie jedna, a dwie. Dwie choroby, dwie Niezdiagnozowane, dwie siostry.

– Strażniczka Justyny spojrzała odnalezionej po latach siostrze głęboko w oczy mówiąc: Wiesz, że nie musimy być zawsze złem. Zamknij oczy, weź mnie za ręce i wypowiedz marzenie, nawet jeśli wydaje Ci się niemożliwe. Kim chcesz być? Nie musisz być na zawsze chorobą…

Natchniona twórczym duchem kreatura nieświadomie zapoczątkowała rebelię i bunt wobec stanu rzeczy. Odkryła, że mają wpływ na to, co wydawało się poza ich kontrolą:

„Szansa na nowy początek nastanie, gdy połączy nasze postacie wspólnej walki wątek. Im więcej mówić o nas będą, tym większa szansa, że setki bliźniaczych nam przypadków usłyszą i przybędą. Wtedy poznamy nasze prawdziwe imię, dawne Niezdiagnozowane urosną w siłę. Nasze Panie wyjdą z opresji, już nigdy nie będą cierpieć z łatką nerwicy, czy depresji. Stworzymy w dawnych prześladowanych nowych tożsamości kombinację, ja zamienię się w silną osobowość, a Ty w inspirację”. Z każdym kolejnym wypowiadanym wersem, przez mrok jeszcze chwilę temu pokrywający postacie, coraz mocniej zaczęły się przebijać promienie słońca.

Artykuł z dedykacją dla wszystkich tracących wiarę w znalezienie zrozumienia, napisany w oparciu o historię dwóch kobiet o prawie identycznych objawach i diagnozach cząstkowych, które nie kryły zdziwienia odnajdując się na grupie po latach osamotnienia w rozwoju choroby.