Diagnoza: za stara na seks. Walka o godną diagnostykę.

„Mam dość czekania. Może dam sobie z tym wszystkim spokój i po prostu zaakceptuję gorszą jakość życia”. Myśl znana. Co jakiś czas powraca. Za każdym razem coś inspiruje mnie, by być silniejszą od niej. Tym razem to historie kobiet, które usłyszały najbardziej szalone diagnozy u ginekologa.

W ostatnią sobotę na spotkaniu Fundacji (www.jesteskobieta.pl) poznałam wyjątkowe kobiety. Łączy ich wspólny przeciwnik – przewlekłe i okaleczające choroby sromu. Mimo tego, że schorzenia tego typu są mi obce, dołączam do spotkania jako gość spoza grupy, zaproszony przez inicjatorkę wydarzenia – Beatę Pilarek. Atmosfera jest kameralna i jednocześnie swobodna. Siedzimy wokół podłużnego stołu, sączymy kawę lub herbatę. Z ciekawością spoglądamy na siebie i słuchamy historii prowadzącej. Nie wiem, z czym zmagają się uczestniczki. Dlatego zamieniam się we wnikliwego słuchacza. Wszystkie panie wspominają swoją długą drogę do rozpoznania choroby.

– „Specjalista przekazywał mnie innemu specjaliście. Nie wiedziałam, na czym stoję, a objawy jak świąd i nieziemski ból rosły w siłę”. – zwierza się jedna z przybyłych na spotkanie.

– „Spałam w rękawiczkach, ta wersja z jednym palcem. Chciałam odizolować paznokcie od skóry, gdy śpię. Czemu? Swędzenie było na tyle intensywne, że najczęściej budziłam się rozdrapana do krwi”. – wyznanie kolejnej rozmówczyni zachęca do szczerości pozostałe.

– „Załatwianie podstawowych potrzeb sprawiało mi taki ból, że zaciskałam zęby na pasku skórzanym w trakcie, żeby sobie ulżyć”.

Można by spisać całą listę przeżyć, o których samo czytanie wywołuje gęsią skórkę. One żyły z tym przez wiele lat bez żadnego wsparcia. Znienacka dołącza do nas trzydziestoparoletnia, krótkowłosa blondynka z bukietem kwiatów dla osoby, która jej ogromnie pomogła – prowadzącej spotkanie i założycielki organizacji walczącej o prawa do kobiecości w okaleczających chorobach sromu. Nowa uczestniczka wspomina bez żadnych barier, jak przez dwa lata nie mogła współżyć ze swoim partnerem. Ból stanął na drodze do pełni bliskości. Inna dojrzała, pełna pozytywnej energii sześćdziesięciolatka dzieli się przy tym wspomnieniem upokarzającego komunikatu. Jest odrobinę nieśmiała, ale przełamuje lęk.

– „Za stara na współżycie”. Takie stanowisko przedstawił jej specjalista na jednej z pierwszych wizyt. Zasugerował, że objawy to skutek uboczny seksu w dojrzałym wieku. Z ust reszty kobiet daje się słyszeć opór i bunt. Prawo do satysfakcji seksualnej nie ma terminu ważności. Kobiecość nie jest produktem z etykietką: „należy skonsumować przed…”. Do głosu dochodzi pewna siebie i przebojowa rozmówczyni. Wyglądem i aparycją przypomina atrakcyjną kobietę sukcesu na stanowisku kierowniczym. Przypomina nam wszystkim o tym, że osobą, o której zdrowie powinniśmy dbać najbardziej jesteśmy my same. Sama chociaż posiada rodzinę, doskonale wie, że nie ma gwarancji, że bliscy będą zawsze przy nas. Ale zawsze będziemy same ze sobą. To wystarczający argument, by ufać swojej intuicji. Jeśli czujemy, że coś jest ewidentnie nie tak, to tak właśnie jest i kropka. To właśnie wiara w swoje odczucia doprowadziła grupę siedzących przede mną kobiet do jednej z najlepszych profesor w dziedzinie ginekologii, która ostatecznie zdiagnozowała ich dolegliwości. Nie ma to nic wspólnego z hipochondrią. Rozmówczynie były wobec siebie na tyle surowe, że przy niepewności, co do źródła objawów, rozważały wizytę u psychologa, czy psychiatry. Trudno w którejkolwiek z nich dopatrzeć się przesadzonych komunikatów. Wręcz przeciwnie. Bardzo często to dopiero ekstremalne cierpienie dodało im odwagi, by się do niego przyznać. W większości przypadków nie dopatrzono się przyczyn psychosomatycznych ani neurologicznych. Z czasem potwierdzono choroby, jak liszaj lub nowotwór sromu.

Ogromny sukces tych dzielnych postaci to wyjście ku innym w podobnej sytuacji i chęć współtworzenia wartościowej społeczności wsparcia. Pokonały zwątpienie w wiarygodność własnych odczuć, poczucie winy, brak zrozumienia. Gdyby poddały się myśleniu, że należy przestać szukać wyjścia i ulgi, to niektóre z nich przez nowotwór złośliwy mogłyby już nie żyć. Nieleczony liszaj również może mieć poważne skutki. Walka o tempo diagnostyki jest tutaj kluczowa. Nie ważne, jaka dolegliwość ci doskwiera. Pamiętaj, że to ty i tylko wyłącznie ty decydujesz, czy dasz sobie wmówić, że należy zaprzestać walki o silniejszą i szczęśliwszą wersję siebie. Pomocna w wytrwaniu w tej postawie jest grupa, która wesprze cię w chwili zwątpienia i bezradności. Jeśli czujesz, że przerasta cię samotne zmaganie się z codziennością i objawami, dołącz do nas. Jesteśmy otwarci i chętni do wzajemnego wsparcia, co więcej rośniemy w siłę!