Inni mają gorzej – argument do wyrzucenia

Słowa: Przesadzasz, bo inni mają gorzej.” to idealne hasło na wzmocnienie ogólnospołecznej znieczulicy. To właśnie przez te słowa wielu chorych traci godność w swoich oczach. Szczególnie wtedy, gdy pada zarzut przesadnego odczuwania objawów. Czy naprawdę tak trudno wysłuchać, zrozumieć drugą stronę, otworzyć się na jej odczucia, zanim przypisze się jej to, co w podobnej sytuacji czuje się samemu?

Osobiście więcej ostatnio mówię, niż piszę i mam wrażenie, że w dobie pandemii w nas wszystkich wzmocniła się potrzeba bycia zrozumianym i wysłuchanym. Uwielbiam poznawać ludzi z pasją, ludzi chcących pomagać, ludzi chcących poprzez nabytą wiedzę tworzyć sensowne rozwiązania.  To właśnie oni są motorem do działania. Są chodzącym dowodem na to, że wielu z nas chce pracować dla czegoś dobrego, konstruktywnego, rozwojowego, realnie wpływającego na otoczenie i przyszłość. Zamiast szukać inspiracji tylko w książkach, szukajmy jej też w drugiej osobie. Zupełnie przez przypadek rozmowa z nową znajomą z klubu rozwoju osobistego przeistoczyła się w rozmowę o długiej diagnostyce. Miałyśmy pomówić tylko 10 minut w południe, a spędziłyśmy na spotkaniu online cały wieczór. Pierwotnym tematem rozmowy był projekt biznesowy koleżanki związany z rynkiem kosmetycznym. Po minucie znajomości, gdy posłuchała o tym, czym poza etatem zajmuję się ja, powiedziała:

– „Moment. Długa diagnostyka. To przecież moje ostatnie kilka lat. Całe studia chodzę od lekarza do lekarza. Przeszłam przez wiele tropów: od boreliozy po stwardnienie rozsiane. Jestem na lekach i wygaszaniu objawów…”

I tak oto (zupełnie przypadkiem 😊) nowi znajomi okazują się niezdiagnozowani. Umawiamy się na wieczorną herbatę. Zamieniam się w słuch. Chłonę każdy szczegół historii dwudziestopięcioletniej, jasnowłosej dziewczyny. Słyszę o bezradności i niezrozumieniu przy napadach chronicznego zmęczenia, o nawracających stanach zapalnych kilku układów w ciele, o tym, jak mieszanka objawów i niewiadomej wchodzi na psychikę. Druga strona wydaje się z lekka obawiać, że mówi za dużo, że ja jako słuchacz mogę sobie coś pomyśleć. Cieszy mnie moment, gdy mogę jej uzmysłowić, że wbrew jej obawom jest zupełnie inaczej. Na każde zdanie odpowiadam: rozumiem. I mówię to całkowicie szczerze. Od serca. Rozumiem robienie ogromu rzeczy, gdy masz lepszy dzień ze strachu, że jutro możesz nie mieć sił przy kolejnym zaostrzeniu. Rozumiem smutek, gdy choroba komuś odebrała jego wewnętrzne poczucie atrakcyjności i piękna. Rozumiem osamotnienie, gdy ktoś dzieli się, że znajomi z pracy podważają istnienie schorzenia, gdy go nie widać. Co więcej, nie mam problemu, by o tym słuchać. Bo to jest częścią mojego życia, częścią codzienności nie tylko członków zespołu Fundacji, nie tylko chorych bez diagnozy, ale każdego, kto styka się z niezależną od siebie słabością ciała.

Każdy w takiej sytuacji zasługuje na to cudowne uczucie. Przejście w jednej chwili od oskarżeń o przesadzanie do pełnego zrozumienia, respektu i akceptacji. Nareszcie jest ktoś, kto pojmuje rzeczy dla ciebie ważne. Motywuje cię do walki o to, co dla ciebie najcenniejsze, zamiast kpić, że to luksusowe zachcianki. A tak niestety często wielu chorym się wmawia. Doświadczyła tego moja nowa znajoma.

„Nie chcesz przypadkiem za dużo? Ciesz się, że stoisz na nogach, że masz jakieś leki, zamiast narzekać, że przez chorobę tracisz włosy.”

To jeden z przykładów, jak szybko osądzamy rzeczy ważne dla innych jako banalne, mało istotne, wygórowane oczekiwania. Takie postawy mocno bolą. To odrzucenie. I to dość okrutne. Argument „Bo inni mają gorzej.” jest tu zupełnie bezzasadny. Jak właściwie mamy go rozumieć? Nie umierasz, to siedź cicho i cierp? Przeżycia ludzi to nie jest przedmiot licytacji. A to, że ktoś nie leży pod respiratorem, nie oznacza, że nie umiera od środka. Umiera, bo traci nadzieje, siłę i chęci do życia. Zanim użyjesz tego argumentu, dwa razy pomyśl, ugryź się w język i powstrzymaj.