Inni mają gorzej? Szanujmy każdy rodzaj dyskomfortu ciała

Inni mają gorzej. Słyszałeś to kiedyś? Ja tak. Poważne choroby zagrażające życiu, skomplikowane choroby rzadkie z trudno dostępnym leczeniem. Takie przypadki należy traktować poważnie. Chorzy z przewlekle zatkanym nosem lub z nieustannie utrudnionym oddechem przez ogromną ilość flegmy już mniej zasługują na pomoc i uwagę? Nie zgadzamy się na to.

Jeden z podopiecznych Fundacji zgodził się podzielić swoją historią braku diagnozy przyczyny ciągłego, kilkuletniego odkrztuszania gęstej wydzieliny. Jako dziecko cierpiał na przewlekłe zapalenie zatok. Mocno dawały o sobie znać także alergie. Kortykosteroidy nie przyniosły znacznej poprawy. Jedyną szansę na komfortowy oddech dawała ksylometazelina, która z czasem działała jak narkotyk. Była niezbędna do tego, żeby oddychać, a z drugiej strony wyniszczała nos na tyle, że konieczna stała się operacja z powodu polekowego nieżytu nosa. Na jakiś czas zabieg i wyprostowanie krzywej przegrody nosowej pomogły. W 2017 r. ataki kaszlu i trudności w połykaniu, oddychaniu, jedzeniu przez gęstą, zalegającą, przezroczystą wydzieliną powróciły w podwójnej skali. Tym razem podejrzenia padły na refluks, mniej na przyczyny po stronie górnych dróg oddechowych. Lekarze zlecili gastroskopię, która wykazała zakażenie bakterią helicobacter pylori, nadżerki przy wejściu do żołądka oraz rozluźniony zwieracz przełyku. Oprócz odczuwania ciągłej produkcji gęstej wydzieliny, odbierającej komfort podstawowych czynności chory odczuwał dodatkowo nawracające palenie w przełyku. Problemy z nieżytem nosa powróciły niedługo po zaostrzeniu refluksu. Laryngolodzy postawili wstępne rozpoznanie ruchowo-naczyniowego nieżytu nosa. To już kilka lat ciągłego dyskomfortu. Na dzień obecny lekarze starają się ustalić, w czym tkwi źródło dolegliwości, czy jest ono po stronie układu pokarmowego, układu oddechowego, czy mamy do czynienia z interakcją nieprawidłowości w obu układach.

Powyższa historia inspiruje do zmiany perspektywy na zmagania zdrowotne drugiego człowieka. Jeśli po przeczytaniu historii myślisz sobie, że byłoby cudownie, gdyby wszyscy mieli tylko takie problemy, jak flegma, odbierająca komfort podstawowych czynności, to jesteś w dużym błędzie. Czy sam siebie też tak traktujesz? Czy potraktowałbyś dyskomfort swojego ciała poważnie dopiero przy śmiertelnej chorobie? Jeśli tak, to znaczy, że nie szanujesz swojego ciała, a tym samym siebie. A jeśli nadal nie wierzysz, że człowieka z takimi dolegliwościami należy traktować poważnie, to zaciśnij sobie na próbę nos i odetnij do niego dostęp tlenu. Jednocześnie wyobraź sobie, że dolne drogi oddechowe i przełyk ktoś wypełnia ci gęstą galaretowatą wydzieliną. Potem spróbuj być spokojny, skupiony, komfortowo prowadzić rozmowy i spotykać się ze znajomymi. I jak się z tą myślą czujesz? Z pewnością źle. W przypadku opisywanego schorzenia nie ma pełnego wdechu, tylko płytki. To trochę jak duszenie tylko stopniowe. Przy wydechu też nie jest lepiej. Nasila się przy nim chęć odkrztuszenia wydzieliny. I co z tego, że nie jest to choroba bezpośrednio zagrażająca życiu? Nie jest to także żadna choroba rzadka, która mogłaby przykuć uwagę naukowców. Chorzy nawet obawiają się komunikować o takich objawach ze strachu przed tym, że komuś wyda się to odrażające. – „Ciężko jest nawet nawiązywać bliższe relacje przy takiej dolegliwości. To budzi duże zakłopotanie. Chcemy przy innych być zadbani, wyglądać na osoby dbające o higienę gardła, jamy ustnej. Jak można iść na prywatne spotkanie z kimś i w kółko odchrząkiwać, gdy notorycznie nie da się swobodnie mówić, pić, jeść, czy oddychać przez wydzielinę. Nikt o tym nie myśli ani nie mówi. To nie jest tylko jakieś zjawisko w moim gardle, czy przełyku. To jest dyskomfort, który wpływa na wiele obszarów mojego życia”. – podkreśla podopieczny.

Szanujmy się nawzajem. Przestańmy dzielić się na grupy mniej i bardziej godne zrozumienia i pomocy. Wszyscy zasługujemy na zapewnienie naszym ciałom w miarę możliwości komfortu funkcjonowania. Ciało nie jest czymś osobnym od nas. Ciało jest nami. Jest jak kompas, który daje nam wskazówki, czy jest dobrze, czy jest źle. Jeśli ono kuleje, kuleje wszystko w naszym życiu niezależnie od rodzaju przewlekłej dolegliwości. To prawda, że od strony medycznej są choroby poważniejsze i mniej poważne. Mimo to pacjent z mniej poważną z perspektywy klasyfikacji chorób w medycynie, nie zasługuje na to, by w kółko mu powtarzać, że przesadza z odczuwaniem dyskomfortu, bo to nic poważnego. Jak nie przeszedłeś przez to sam, to nigdy nie oceniaj cudzych przeżyć. To prosta reguła. Czas ją zastosować nie tylko w diagnostyce i leczeniu, a w każdej sferze życia.