Nie tylko pacjent: jak choroba zmienia życie, ale nie odbiera tożsamości

Wszyscy jesteśmy pacjentami w poczekalni. Refleksje nad kruchością zdrowia i wartością życia

Każdy człowiek bywa pacjentem. Wejście do przychodni, zarejestrowanie się w poczekalni i oczekiwanie na swoją kolej, na spotkanie z lekarzem i odpowiadanie na pytania dotyczące własnego “ja”, czyli zwierzenie się z własnej sytuacji zdrowotnej. 

Zgodnie z definicją WHO: „Zdrowie to nie tylko całkowity brak choroby, czy kalectwa, ale także stan pełnego, fizycznego, umysłowego i społecznego dobrostanu (dobrego samopoczucia)”.

Niełatwo jest utrzymać równowagę organizmu na wszystkich poziomach: fizycznie – nie ma kontroli na przykład nad tym, czy krew obiega ciało w odpowiednim tempie, psychicznie – nie da się, chociażby, zapanować nad uwalnianiem neuroprzekaźników w mózgu. Można pielęgnować psychikę i ćwiczyć ciało ale najczęściej zawierza się zdrowie niewiadomej. Ciężko sprawdzić, zbadać i kontrolować wszystko, gdy nawet nauka tak ciężka jak medycyna, jeszcze tyle ukrywa. 

Każda wizyta u specjalisty, wyniki badań, reakcja naszego ciała to informacja o tym, co dzieje się w środku. Środku, o którym na co dzień nie myślimy jak o zbiorze komórek tworzących tkanki, z których następnie powstają narządy. Człowiek w życiu codziennym przestaje być zbiorem atomów, tak po prostu działa system – upraszcza. Nie ma w tym nic złego a wręcz jest to niesamowicie pomocne. Współcześni ludzie zajęci są tyloma poważnymi sprawami decydującymi o przyszłości, jest to normalne i całkowicie logiczne. 

Problem powstaje w momencie, w którym logika przestaje być logiczna.

Diagnoza choroby, zwłaszcza przewlekłej, wstrząsa fundamentami egzystencji. Stabilny i przewidywalny świat zaczyna się chwiać skazując umysł na coś w rodzaju trzęsienia ziemi. Plany i marzenia muszą zostać odłożone na bok, a uwaga skupiona na walce o zdrowie. Sprawę komplikuje fakt, że człowiek jako istota społeczna związany jest emocjonalnie ze swoimi bliskimi. Powrót do równowagi jest trudny, gdyż nie dotyczy jedynie osoby dotkniętej diagnozą ale również calutkiego jej otoczenia. 

Podobne myśli podążają za nami przez życie, przypominając o kruchości zdrowia i nieuchronności starości. Jednak diagnoza choroby, choć bolesna, może stać się początkiem nowej drogi. Drogi, na której odkryć można niezwykłą zdolność adaptacji organizmu, siłę do stawiania czoła przeciwnościom i umiejętność odnajdywania sensu nawet w najtrudniejszych chwilach.

Z ciemności do światłości: historia przemiany podczas choroby

Wieść o przewlekłej chorobie drastycznie zmienia prędkość odbierania rzeczywistości. To tak, jak film oglądany w przyspieszeniu, który nagle, bez zmiany prędkości jest maksymalnie spowolniony. Można skupić się na nadmiernej wyrazistości obrazu co doprowadza do konkluzji co tak naprawdę ważne jest w życiu, jak choroba wpływa na tożsamość, czy odsłania prawdziwe “ja” i jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Przeobrażenie tożsamości: czyli dostrzeżenie szczegółów zwolnionego, wyraźniejszego obrazu w filmie

Psychologia tożsamości postrzega nasze “ja” jako dynamiczny i wielowymiarowy konstrukt, składający się z różnych elementów: ról społecznych, cech osobowości, wartości, przekonań, doświadczeń życiowych. 

Choroba burzy dotychczasowy układ, burząc porządek i zmuszając do przewartościowania poszczególnych elementów. 

Jednym z pierwszych obszarów, które ulegają zmianie, jest poczucie własnej wartości. Choroba, niczym zwolnione tempo filmu, uwypukla szczegóły życia, które wcześniej mogły umykać uwadze. Jednak nadmierne skupienie na detalach, ciągła analiza i roztrząsanie danej niedoskonałości, może stać się pułapką, prowadząc do poczucia przytłoczenia i utraty szerszej perspektywy. W końcu sam szok, spowodowany przez diagnozę, zmusza już do podjęcia refleksji. Nieumiarkowane rozmyślanie podkopuje pewność siebie, sprawia, że dotychczasowe przekonania na temat własnej osoby zostają połączone z faktem choroby i wystawione na fakt jej posiadania. “Jestem silny” to teraz “jestem chory, więc słaby”.

Choroba wymusza również zmianę “historii życia”. Tożsamość narracyjna, czyli informacje, zbierane i budowane na własny temat, nagle tracą swoją spójność. Diagnoza staje się punktem zwrotnym, dzielącym indywidualną historię życia na “przed” i “po”. 

“Ja” nie jest jednak niezmienne, to dynamiczna narracja, która może być stale tworzona i przekształcana. Choroba, staje się pewną jej częścią, zmieniając bieg i znaczenie całości. Nie jest się już osobą, którą się było przed diagnozą, ale kimś, kto musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami i odnaleźć sens w zmienionej rzeczywistości.

Tożsamość narracyjna jest jednak doskonałym narzędziem pozwalającym zrozumieć przemianę. Człowiek nie powinien być definiowany jedynie przez chorobę, należy dołączyć do tego to, w jaki sposób interpretuje i ingeruje ją ze swoją historią życia. Może wybrać, czy choroba stanie się dominującym wątkiem narracji, czy też jednym z wielu elementów, które będą kształtować tożsamość. Aktywne uczestnictwo w tworzeniu własnej narracji daje poczucie sprawczości i kontroli, co przekłada się na świadomość możliwości, skupienia się na trudnościach i ograniczeniach, czy też na możliwościach rozwoju, zbierania nowego doświadczenia i odkrywania ukrytych pokładów siły. 

Tożsamość narracyjna, społeczna, cielesna czy też duchowa, nie są czymś stałym. To dynamiczny proces, który trwa przez całe życie. Choroba może go przyspieszyć, ale nie musi zatrzymywać.

Warto pamiętać, że człowiek ma możliwość ciągłego rozwoju i odkrywania nowych aspektów swojej tożsamości, co wiąże się również z faktem, iż bycie pacjentem może stać się kolejną z wielu pełnionych ról społecznych.

Złość, niepewność czy smutek? Jakie emocje najczęściej towarzyszą diagnozie i chorobie

To w głowie, a konkretniej mózgu człowieka dochodzi do tak wielu złożonych procesów, które przyczyniają się do rollercoasteru emocji. Burza hormonów i neuroprzekaźników zalewa umysł niczym tsunami, a my stajemy się bezradnymi rozbitkami na wzburzonym morzu uczuć. Złość, smutek, lęk, a nawet ulga – to tylko niektóre z emocji, które mogą towarzyszyć diagnozie przewlekłej choroby.

Emocje: barwna paleta, a nie czarno-biały film

Często dzielimy emocje na “dobre” i “złe”, ale w rzeczywistości każda z nich pełni ważną funkcję. Złość może być motorem do działania, smutek pozwala nam opłakać stratę, a lęk mobilizuje do szukania rozwiązań. Ważne jest, aby nie tłumić tych emocji, ale nauczyć się je rozpoznawać, akceptować i wyrażać w zdrowy sposób.

W białym fartuchu, ale na szpitalnym łóżku: Lekarz w roli pacjenta

Szczególnie ironicznym zrządzeniem losu jest sytuacja, gdy lekarz, ten sam, który przez lata dzierżył władzę nad chorobą, sam staje się jej ofiarą. Zmienia się perspektywa, a wraz z nią tożsamość. Stetoskop, niegdyś narzędzie diagnozy i leczenia, teraz ciąży na szyi niczym jarzmo, przypominając o utraconej kontroli.

Ten paradoks dotyka lekarzy szczególnie boleśnie. Ich tożsamość, zbudowana na fundamencie wiedzy medycznej, doświadczenia i autorytetu, nagle zostaje podważona. Niejednokrotnie słyszeliśmy o lekarzach, którzy ignorując własne objawy, odkładali wizytę u specjalisty, przekonani o swojej nieomylności. A jednak, choroba nie pyta o dyplom, a cierpienie i niepewność dotykają wszystkich, niezależnie od tytułu naukowego.

Życie z chorobą, a nie dla choroby: Od pacjenta do wojownika

Choroba przewlekła to nie koniec, a początek nowej drogi. To wyzwanie, które wystawia na próbę naszą siłę, determinację i zdolność adaptacji. To także szansa na odkrycie nowych pokładów siły, na rozwój osobisty i duchowy.

Życie z chorobą to nieustanna nauka. Nauka cierpliwości, pokory, akceptacji i wdzięczności. To także sztuka odnajdywania radości w drobnych rzeczach, doceniania każdego dnia i życia pełnią życia, pomimo ograniczeń. To przemiana z pacjenta w wojownika, który nie poddaje się, ale walczy o swoje zdrowie, szczęście i spełnienie.

Podsumowanie

Choroba może zmienić nasze życie, ale nie musi odbierać nam tożsamości. Możemy nadal być sobą, mimo przeciwności losu. Możemy nadal cieszyć się życiem, mimo ograniczeń. Możemy nadal kochać i być kochanymi, mimo cierpienia. 

Kluczem jest zaakceptowanie choroby jako części naszej historii, ale nie pozwolenie jej na zdominowanie całej narracji. Tożsamość to dynamiczny proces, który możemy kształtować, nawet w obliczu choroby.