Rola szacunku wobec siebie w radzeniu sobie z wypaleniem w poszukiwaniach diagnozy

Rzadko się o tym mówi, ale mozolne poszukiwanie diagnozy potrafi wypalić i odebrać zapał do poszukiwania rozwiązań. Dużo zawiedzionych nadziei, poczucie tkwienia w patowej sytuacji i postępujące schorzenie wystarczą, żeby skutecznie osłabić siły fizyczne i psychiczne. Jednym z dobrych środków zaradczych jest próba zbliżenia się do samego siebie, okazania sobie troski niezależnie od opinii innych.

Jak lęk przed opiniami innych przyczynia się do wypalenia przy szukaniu diagnozy?

Od dziecka uczy się nas poszukiwania aprobaty naszych postaw, odczuć, wizji siebie i świata. Czy mnie akceptują? Czy mogę tak odczuwać, czy nie przesadzam? Porównujemy się z automatu do innych. W porównaniu do „nich” mam lepiej, a w porównaniu do „nich” mam gorzej. Przy problemach zdrowotnych mechanizm ten działa w pełnej okazałości. Boli mnie, jest mi źle, ale nie będę się o siebie nadmiernie troszczył, bo przecież są inni bardziej potrzebujący pomocy i wsparcia. Jeszcze powiedzą, że przesadzam, wyolbrzymiam to wszystko. Sposobem na konfrontację z takimi myślami jest zadanie sobie pytania: w porządku, to fakt, zapewne jest w Polsce i na świecie miliony osób, które bardziej potrzebują wsparcia, których życie jest zagrożone, ale czy to naprawdę ma jakiekolwiek znaczenie, jeśli chodzi o wewnętrzne prawo do ulgi w objawach i do poprawy samopoczucia? Nadmierne porównywanie się z innymi zakłóca proces leczenia i uzależnia nasz stosunek do swojego przeżywania choroby od opinii osób z zewnątrz, które w dużym stopniu mogą nie mieć pojęcia, z czym się mierzymy. Lęk przed opiniami innych może przyczyniać się do wypalenia diagnostyką. Z jednej strony chora osoba mierzy się ze zmęczeniem psychicznym i fizycznym z powodu niepewności, dużej liczbą badań i odwiedzonych specjalistów, osamotnienia w tym procesie. Z drugiej strony bez wypracowanego poczucia wartości w relacji z chorobą wizyta u każdego specjalisty niesie ze sobą dodatkowe obciążenie: strach dezaprobaty, obawa o zarzut przesadzania w komunikowaniu o swoim samopoczuciu oraz o wpływie objawów na codzienny komfort życia.

Społeczna norma przeżywania choroby nie istnieje. Pozwól sobie przechodzić przez chorobę bez porównywania się z innymi.

W stanie psychicznego wycieńczenia chorobą i diagnostyką warto pogłębić szacunek wobec siebie i swoich przeżyć bez uzależnienia tego od poważania ze strony otoczenia zewnętrznego. Każdy przeżywa różne rodzaje objawów indywidualnie w zależności od swojej konstrukcji psychicznej i organicznej. Porównywanie się nie ma najmniejszego sensu. Ktoś z podobnym rodzajem schorzenia pracuje na dwa etaty, a ty nie dajesz rady nawet na pół etatu? I co z tego? Być może odczuwacie objawy w zupełnie różnym stopniu, być może u ciebie współwystępuje jakiś dodatkowy czynnik utrudniający normalne funkcjonowanie. Nie istnieje coś takiego jak „społeczna norma” przeżywania określonego rodzaju choroby. To ludzie na potrzeby upraszczania zjawisk tworzą takie pojęcia. Ostatecznie, to w swojej psychice decydujemy, jak się traktujemy, czy dbamy o siebie, czy umiemy okazać sobie gest wsparcia, a nawet czułości w chwili zaostrzenia objawów i wypalenia poszukiwaniem diagnozy. Każdy kryzys to znak, żeby na moment zwolnić, spojrzeć na własne przeżycia i stany z głębszą refleksją. Z czym jest mi w tej chwili najgorzej? W czym czuję się najbardziej osamotniony / osamotniona? Jaki gest lub słowa wsparcia mogę skierować do siebie, które jednocześnie chciałbym / chciałabym usłyszeć ze strony innych: rodziny, znajomych, lekarzy, czy psychologa.

Nie wstydź się tych wrażliwszych części ciebie, które uruchamia choroba.

Każda długa trasa wymaga postojów, żeby być w stanie dotrzeć do celu. Diagnostyka złożonych chorób rządzi się bardzo podobnym prawem. Czasem trzeba odpocząć od tematu schorzenia i od związanych z nim przeżyć. W chorobie mamy tendencję do skupienia się na tych częściach nas, które są najmocniej poszkodowane przez dolegliwości. Ambicja, której trudno pojąć, że mamy granice sił inne, niż kiedyś i należy zmienić swój styl życia. Smutek i bezradność z powodu objawów, a z drugiej strony lęk, że lepsze, silniejsze dni szybko przeminą i trzeba wykorzystać je maksymalnie, jak się da. Innym razem zakładamy maskę twardziela, im bardziej dociera do nas kruchość naszej konstrukcji. Kruchość nie oznacza powodu do wstydu. Odnosi się w dużym stopniu do łączności między ciałem a psychiką. Kryzys jednej części nas odpowiada na kryzys drugiej. Choroba obnaża pewne wrażliwsze warstwy psychiki, niektóre bardzo stęsknione gestu wsparcia i czułości. Nie oznacza to jednak, że ukojenie tkwi tylko i wyłącznie w drugim człowieku będącym w stanie odpowiedzieć na potrzeby bardziej delikatnych wewnętrznych struktur wychodzących na wierzch w starciu z jakimkolwiek cierpieniem. Paradoks jest taki, że może ci się wydawać, że tęsknisz za czyimś gestem wsparcia, ale tak najbardziej tęsknisz za swoją wyrozumiałością, a nawet czułością wobec samego siebie.

Choroba jako lekcja pozwalania sobie na przeżywanie emocji w pełni

Na koniec pozostawiamy was z refleksyjnym pytaniem. Czy jeśli kogoś naprawdę mocno kochasz, uzależniasz jego wsparcie od opinii innych, od tego, czy jest jasne, na co choruje? Wypalenie diagnostyką to dobry moment, żeby pogłębić jakość relacji z samym sobą samodzielnie lub ze wsparciem specjalisty – psychologa. Zatrzymaj się na moment. Odpocznij od badań, wizyt u lekarzy, od myśli o chorobie. Poczuj te zranione warstwy siebie od środka, którym warto wyjść naprzeciw. Jak mogę przywrócić sobie, chociaż część tego utraconego poczucia stabilności, bezpieczeństwa, kiedy tracę siły na zmaganie się z ciągłą niewiadomą? Czego tak najbardziej już nie mogę znieść w tych niekończących się poszukiwaniach? Jak mogę sobie przypomnieć, że mam w sobie przyjaciela, na którego mogę liczyć niezależnie od jasności, co do źródła mojej choroby i jej leczenia? Czy naprawdę muszę czekać na diagnozę, żeby powiedzieć sobie do lustra: – „Hej, bardzo cię szanuję, lubię, kocham. Chcę cię otoczyć ramieniem, gdy cierpisz. Możesz być przy mnie w pełni, czasem płakać, czasem milczeć wspólnie, gdy brak sił, żeby mówić, czasem się złościć, kiedy indziej wspólnie się śmiać. Bo to jest właśnie prawdziwa miłość. Przestrzeń, w której nie musisz zakładać przy kimś żadnych masek, możesz być autentyczny. Nie potrzebuję czekać na czyjąś zgodę, żeby traktować siebie poważnie, dbać o siebie, łagodzić swoje cierpienie, systematycznie po swojej stronie wykonywać w miarę możliwości i sił działania przyczyniające się do poprawy stanu zdrowia”.